wtorek, 5 maja 2015

SENTYMENT

   Garść wspomnień z dzieciństwa. Zdjęcie kamienicy, z bliska, zrobiłem u zbiegu ulic T. Kościuszki i Więckowskiego. W tym domu spędzałem najpiękniejsze chwile dzieciństwa, pod opieką aż nazbyt pobłażliwej babci i wiecznie tropiącej problemy ciotki. Na balkon, widoczny na drugim piętrze, wychodziłem z pokoju tak ogromnego, że można w nim było bawić się w berka. W czasie gdy ulicą pomykał tramwaj, a wspominam jeszcze takie wagony z siedzeniami z drewnianych szczebelków, wszystkie sprzęty w tym pokoju trzęsły się jak podczas wstrząsów tektonicznych. Trzecie okno, od prawej, to okno kuchenne. Jednym z moich ulubionych zajęć, było sterczenie w tym oknie i... liczenie przemykających ulicą samochodów. Były to czasy pojazdów klasy Warszawa czy Syrena. Jeśli w czasie kilku godzin doliczyłem się setki aut, to święciłem rekord. Dzisiaj sto pojazdów to kwestia kilku minut.

   Kolejne zdjęcie (sent.3), przedstawia ulicę Komuny Paryskiej. W widocznej kamienicy mieszkała moja ciocia, u której czasami, z rzadka, bywałem. To mieszkanie szalenie mnie fascynowało. Trzy, z łazienką cztery małe lecz wysokie pomieszczenia, dzieliła różnica poziomów. Pomieszczenia łączyły schody. Nie macie pojęcia, jak bardzo masakrowałem swój dziecięcy mózg, usiłując wyjaśnić to wielopoziomowe zagadnienie. W jednym pokoju ciocia gromadziła książki, na regałach po sufit. Do dziś pamiętam zapach tej biblioteki, odczuwany, lata całe później, w antykwariatach których już nie ma.

   Ulica Traugutta, widoczna na kolejnym zdjęciu (sent.2), cóż... to był cały mój świat, taki chłopięcy mikrokosmos, do którego wchodziłem codziennie rano, prowadzany przez robiącą tam zakupy babcię. Ciąg sklepików z najprzeróżniejszymi bibelotami, ciastkarnie, punkty usługowe, otóż to wszystko sprawiało, że będąc tam wpadałem w zachwyt jaki wyrażałem w sposób tak żywiołowy, że okiełznanie tegoż wymagało od babci kupienia mi jakiegoś drobiazgu. Tak... wspinałem się wtedy na szczyty sztuki wywierania wpływu... szkoda że dzisiaj tego nie potrafię.

   Zdjęcie następne (sent.8), to obraz bramy kamienicy typowy dla tej dzielnicy. Wygląda to makabrycznie, lecz ten stan ma swój urok.

  Następnie: Dawny Dom Aktora. Mieszkały tu aktorskie tuzy, ponoć moja mama integrowała się z nimi podczas spacerów rasowanych alpagą. Nie dam głowy za to, czy to prawda. Dzisiaj Muzeum Etnograficzne przy placu Zgody.

  Dalej: Żabia Ścieżka. Dawniej rzeczywiście dzika ścieżka blisko Niskich Łąk tuż przy Odrze. Moje miejsce    spacerów z rodziną. Nie lubiłem tego. Zabraniano mi gonić wiewiórki.

   Rzeka Oławka.Przed wejściem na opisaną wyżej ścieżkę. Dawniej tak czysta, że cała dzielnica, z przyległościami, korzystała z kąpieli, skacząc z mostku na którym stałem robiąc zdjęcie.

   Ostatnie zdjęcie: gmaszysko Dworca Głównego. Dawniej, dworzec ten to było Państwo w Państwie, które funkcjonowało własnym, dość... szemranym życiem. Ale miał tamten dworzec i swój sznyt, i charakter, i swoje legendy. Przebudowa to zniszczyła. Wysterylizowała to miejsce. Dzisiejszy kolor elewacji sprawia, że jak to widzę, to mam na myśli... czipsy serowe.

   Ech, te moje wspomnienia. Sorki za przynudzanie.

1 komentarz:

  1. Przynudzanie powiadasz... a ja Ci bardzo dziękuję za ten spacer... :)
    Uśmiecham się gdzieś w bezchmurne dzisiaj niebo- do Twojej Babci :)

    OdpowiedzUsuń