czwartek, 30 kwietnia 2015

ZNIECHĘCENIE.

Zdjęcie które widzicie niżej, przedstawia księgarnianą półkę z poradnikami typu "Jak żyć lepiej". To jedna z kilkunastu półek wypełnionych takimi poradnikami. Oznacza to, że wydawnictwa tego rodzaju mają duży popyt, zdecydowanie - jak zauważyłem - większy, niż klasyka literatury bądź poezja. Zastanowił mnie powód takiego stanu rzeczy i pierwsze co przyszło mi do głowy, to pomysł, że kupują to ludzie szukający wsparcia na drodze do, na przykład, zawodowego sukcesu. Cóż, możliwe. Wymyśliłem też, że po te zestawy porad i recept sięgają ludzie dotknięci tą okrutnie panoszącą się plagą, jeśli nie pandemią już, zniechęcenia.

Zniechęcenie. Przepraszam, nie potrafię podać psychologicznej czy kulturowej definicji tej przypadłości. Dociekliwym polecam wyszukiwarkę Wiki, w bocznym słupku bloga. Myślę sobie jednak, że wielu z Was, ja też, zmierzało kiedyś do jasno określonych celów, drogami wcześniej przemyślanymi i zaplanowanymi. I w pewnej, zupełnie nieoczekiwanej chwili tej drogi rąbnęliście głową w mur. Stop. Wiem że potrafię. Wiem że mogę   . Wiem że chcę... ale nie mam już siły. Widok celu schował się za mgłą, za tym murem walniętym głową a pięknie wynotowane plany i mapy zaczęły kojarzyć się, nie wiadomo dlaczego, z Odyseją. I zaczyna się dramat. Szef dostrzega spowolnienie tempa pracy, a mając świadomość tego, ile poszło z budżetu na trenerów-speców od motywacji, ile razy prosił i groził, to białej gorączki dostaje na myśl o opóźnieniach. Koleżanka z boku pociesza, że będzie lepiej, że głowa do góry, że... ale Ty nie masz ochoty na głaskanie Twojej główki. Ty potrzebujesz drogowskazu! Kolega z dołu już puszcza ploty w obieg, bo a nuż Cię zwolnią, awansuje więc na Twój stołek (oblej jego różowiutką, jedwabną koszulę kawą, ulży Ci, zapewniam). W domu cyrk, bo jak można było zapomnieć posolić ziemniaki (partner lub współmałżonek), zanik dyscypliny w postaci bałaganu lub hałasu (dzieci, które czują jak sejsmografy, widzą Twoją niemoc). A Ty w środku. I wiesz że umiesz z tego wyjść. Wiesz że chcesz wyjść. Ale nie masz już siły. Znamy to, prawda?

Przyczyny. Jak sądzę, ile przypadków tyle przyczyn. Ale też sądzę, że conajmniej dwie przyczyny można uznać za generalne. Pierwsza: przemotywowanie. Nadmiar bodźców mających wyśrubować nasze możliwości. Jest już, niestety tak, że jedynym elementem biznesu, którego rozwój wydaje się być nieograniczonym, jest człowiek. Jacyś szarlatani wpadli na to już dawno, bo całe rzesze szefów robi absolutnie wszystko, by wmawiać pracownikom, że są championami wydajności. A ja sobie myślę, że człowiek to nie kombajn Bizon, co to i drzewa haratał... Druga przyczyna to nasza nieumiejętność cyklicznego dystansowania się od obowiązków. W tym nagromadzeniu obowiązków i zadań, zapominamy że jesteśmy ludźmi potrzebującymi regularnego odcięcia od codziennego zgiełku. Ba... nawet jeżeli zdajemy sobie z tego sprawę, to olewamy to. No bo kto to zrobi lepiej ode   mnie? Perfekcjonizm lub tylko poczucie niezastąpienia, mogą powoli zabijać. Naprawdę. Znam takie przypadki... Kolejna przyczyna, to nic innego, jak wypadkowa obu przyczyn poprzednich. Przemęczenie. Zarywamy noce. Nie wykorzystujemy dla wypoczynku niedziel i świąt. Działamy zatem wbrew swojej biologicznej naturze. I fatalnie na tym wychodzimy.

Co robić z tym zniechęceniem? Nie wiem. Powtarzam: nie jestem specjalistą. Lecz zawsze możemy to wspólnie dyskutować. Jeśli masz jakiś pomysł lub zdanie, skomentuj. 


środa, 29 kwietnia 2015

ZATRZYMAJ SIĘ.

   Idąc ulicą, może jeszcze nie dzisiaj, to może być trudne, wiem, ale możliwe, więc idąc dokądkolwiek postaraj się zwolnić. I spróbuj zauważyć innych ludzi. Albo tylko drugiego człowieka, chociażby taką staruszkę której zrobiłem dzisiaj zdjęcie. Popatrz: kobieta złamana Bóg jeden wie jak bolesną chorobą i jeszcze przygniatana jakimś ciężkim doświadczeniem. W rękach siły tyle by nie upuścić miseczki na jałmużnę, lekkiej przecież, bo wciąż pustej, no bo kto ją wypełni skoro każdy biegnie, z pracy do pracy, z banku do sklepu, z fitnessclubu na imprezkę. No więc, pewnego dnia zwolnij ( ani klub, ani bank, ani sklep żaden nie padną jeśli spóźnisz się chwilę ), zauważ żebraka - to też istota ludzka, nie zwierzę, jak to większość sądzi - i pomyśl, co czeka Ciebie w przyszłości... prorokiem nie jesteś, umówmy się, nie wiesz, mimo że pracujesz ponoć dla tej przyszłości lepszej. Ta staruszka ze zdjęcia również pracowała...
   Wrzuć cokolwiek do tej miseczki. Zapewniam: nie zbiedniejesz, zyskasz natomiast świadomość, źe dałeś komuś nadzieję.